Recenzja filmu

Taxi A (2007)
Marcin Korneluk
Marian Dziędziel
Jerzy Bończak

Kino Z

Film jest tak niewiarygodnie zły, że nie wiadomo nawet, od czego zacząć. Podobnego kuriozum nie uświadczycie w kinie przez kolejną dekadę.
Dawno, dawno temu, w poświęconym grom wideo piśmie "Neo", pojawiła się recenzja jednej z najwybitniejszych produkcji w historii elektronicznej rozrywki - "Final Fantasy VII". Jej ramą była mantra autora: Idź i kup "Final Fantasy VII", opatrzona adnotacją, że właściwie cały tekst mógłby się składać z repetycji powyższego zdania. Recenzja filmu Marcina Korneluka także mogłaby się składać wyłącznie z powtórzeń frazy: Idź i obejrzyj "Taxi A". Dodałbym tylko srogie "koniecznie!", gdyż podobnego kuriozum nie uświadczycie w kinie przez kolejną dekadę.

Film jest tak niewiarygodnie zły, że nie wiadomo nawet, od czego zacząć. Ubrana w formę moralitetu opowieść o wpływowym przedsiębiorcy, który traci dorobek życia, a następnie adaptuje spróchniałą łódkę na wodną "taksówkę", to trwający o półtorej godziny za długo seans reżyserskiej nieudolności i okrutny, scenariopisarski żart. Zaczyna się od narracyjnego skrótu, w którym widzimy, jak cegiełka po cegiełce wali się świat Andrzeja (Marian Dziędziel). A wali się lawinowo i telenowelowo – dialogi są tu na poziomie szkolnej rozprawki o deprawującej sile pieniądza,  zaś "logika" jest dla twórcy równie abstrakcyjnym pojęciem co "ekspozycja". Z czasem, gdy do łódki strapionego Dziędziela wsiadają kolejni pasażerowie, jest już tylko gorzej. Nad wszystkimi wisi niewzruszone olsztyńskie słoneczko – miasto jest sfilmowane tak, jakby sam Jahwe zakładał w nim nowy Eden.

Spoglądający sentymentalnie w stronę radzieckiej metody typażu, Korneluk podrzuca nam kolejne łakome kąski: prostytuującą się studentkę, przetrąconego przez życie spawacza, małoletnią złodziejkę samochodów, rekina biznesu z laptopem na kolanach, akwizytora z ADHD, nieszczęśliwego urzędasa i dziecko wychowywane na "starą-maleńką". Wypycha im usta frazesami, obdarza wrażliwością bohaterów Paulo Coelho, zaś postać Dziędziela obdarowuje kapitałem mądrości godnym Dalajlamy. Czegóż się z jego filmu nie dowiemy! Umiesz liczyć, licz na siebie; Kto pod kim dołki kopie, ten sam w nie wpada; Lepsze jest wrogiem dobrego; harda dusza w ubogim ciele; Pan Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy; Nie każdy wesół, co śpiewa. I tak dalej, w ten deseń. Aż przydałby się w tej łódce Adaś Miauczyński ze swoim inteligenckim westchnieniem: no, ja pierdolę!.
Nie wiem, dlaczego PISF dał pieniądze Kornelukowi. Nie wiem, dlaczego dystrybutor wprowadził jego obraz do kin cztery lata po blamażu w Koszalinie. Wiem natomiast jedno: idź i obejrzyj "Taxi A", idź i obejrzyj "Taxi A", idź i obejrzyj "Taxi A"...
1 10 6
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones